Logo Natek J. i jego mama

Logo Natek J. i jego mama

sobota, 1 listopada 2014

Trochę nastrojowego Halloween i refleksja, która przyszła z dniem 1 listopada.

Halloween...wieczór obchodzony przed Świętem Zmarłych, który kojarzy nam się przede wszystkim z wydrążoną i podświetloną dynią, duchami, wampirami czy czarownicami :). Jak dla mnie święto nieszkodliwe o ile wiąże się z fajną przyjemną zabawą...możliwą w każdym wieku. Wszystko jest dla ludzi, oczywiście ze zdrowym rozsądkiem i każdy ma wybór- nikomu nikt nie każe kupować dyni ani bawić się w przebieranki ani również rozdawać dzieciom cukierki, które przebrane za małe kościotrupki pukają do drzwi mówiąc "cukierek albo psikus". Zarówno w Polsce jak i tutaj u Nas w Austrii to święto nie jest obchodzone tak hucznie jak np. w Stanach czy Wielkiej Brytanii, ale u Nas już cały październik w sklepach wszystko żyło tym świętem- kupić można było dosłownie wszystko- od kostiumów po zwisające pajęczyny, kościotrupy, czarownice a nawet jadalne pająki czy zakrwawione palce :)

I my w tym roku taką namiastkę Halloween sobie zrobiliśmy :). Nigdy to święto nie robiło na mnie większego wrażenia, nigdy nawet nie pomyślałam, żeby kupić dynię czy się przebrać ale w tym roku się skusiłam :). Dzięki Ani- Aniu jeśli to czytasz dziękuje Ci za fajną zabawę :).

Zakupiliśmy dwie dynie już z jakieś dwa tygodnie wcześniej- towarzyszyły Natkowi :). Usilnie chciał je podnosić ale mu sie nie udawało :). Za rok kupimy jeszcze jakieś mniejsze :)






A dwa dni wcześniej Natankowy tata zabrał się za tworzenie dyni, wypatrzył jedną w gazecie i powstała tako o :)



Natek bardzo się z nią zaprzyjaźnił :)



Był bardzo ciekawy co tam w środku w niej tak świeci :)




Będąc na zakupach przy okazji wypatrzyłam fajną bluzeczkę z mumią, którą Natek dumnie nosił :). Była cała masa ubranek z namiastką Halloween ale trochę było mi szkoda kasy na dresik kościotrupa- może za rok :). Myślę, że jak Nati będzie troszkę większy wybierzemy się do większego miasteczka i też będzie straszył boooooooo :)


Powstało również coś do jedzenia :) Z braku czasu tylko mandarynkowe dynie, bananowe duszki i straszne kanapeczki ale pomysłów na zrobienie czegoś fajnego w necie widziałam całą masę :)





Oczywiście mój suchobułkożerca skusił się tylko na bułę :)


A to Nati z tamtego roku - takie zrobione przy okazji u Pani fotograf :)





Dzisiejszy dzień natomiast skłaniał do refleksji. Próbuje sobie przypomnieć kiedy byliśmy ostatnio w Polsce na Wszystkich Świętych ale było to chyba raczej 4-5 lat temu. Pamiętam jak zawsze rano szliśmy na cmentarz, później znowu na mszę i wieczorem popatrzeć na piękne świecące się znicze. Dzień Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny- dwa dni w roku, które poświęcamy na pamięć o zmarłych, o bliskich, którzy odeszli już z tego świata... Zapewne pamiętamy o nich zawsze, ale jednak są to dwa dni, kiedy szczególnie o nich myślimy. Nie ma Nas w Polsce ale jak dla mnie nieważne gdzie i kiedy- czy jest to akurat 1, 2 czy 20 listopada - pomodlić można się w każdej chwili i w każdym miejscu, tak samo z pójściem na cmentarz czy zapaleniem znicza. To tylko zależy od Nas- czy mamy taką potrzebę. 

Tak się składa, że wiele osób z mojej najbliższej rodziny odeszło już przed moimi narodzinami, zawsze zazdrościłam koleżankom, że mają babcię i dziadka...w szkole kiedy były organizowane dni dziadków zawsze było mi przykro, że nie mam dla kogo wyrecytować wierszyka, nie mam dla kogo zrobic laurki, nie mam komu wręczyć czekoladek, kwiatka. Stałam zawsze na uboczu. Ale zawsze to sobie wyobrażałam, zawsze zastanawiałam się jakby to było jednak ich mieć, jacy oni byli, jak wyglądali...rodzice nie mają żadnych zdjęć. Zawsze byłam ciekawa. I ta ciekawość pozostanie...kto wie może kiedyś ich poznam.
Cieszę się, że Natek ma babcię, ma dziadka...tylko czasami cholernie mi przykro, bo tak chciałabym żeby miał ich na codzień a nie tylko raz-dwa razy w roku, chciałabym żeby miał ich nie tylko przez skype :(. Czas tak szybko mija, życie jest czasami nieprzewidywalne...i chciałabym żeby mógł się nimi nacieszyć, żeby miał to czego nie miałam ja...

Nie ukrywając wydaje mi się, że tak samo jak ja...tak i Wy czy inni ludzie myślimy o śmierci. Czasami częściej, czasami rzadziej ale myślimy. Jest to czasami temat tabu ale to jest jakby nie patrzeć część naszego życia, ostatni etap. Tak bardzo się jej boimy...boimy się, że pojawi się w naszym najbliższym otoczeniu. Ja np. boję się chorób, wszystkich chorób, boję się każdej wizyty u lekarza...każdego badania, kontroli- nie ważne czy to u mnie, u Natka czy u kogoś z rodziny. Niestety właśnie w tej najbliższej rodzinie tych chorób troche się nazbierało. Teraz jest tyle tego świństwa, tych wszystkich chorób że nie zdajemy sobie z tego sprawy jak bardzo ludzie są chorzy, jak bardzo cierpią. I często nie ma lekarstwa, nie ma nadziei... Codziennie umierają miliony ludzi, giną w wypadkach...słysząc o kolejnej tragedii mam tylko ciarki na całym ciele, często łzy w oczach...ale nie potrafię sobie wyobrazić NICZEGO, komletnie NICZEGO. I nigdy nie chce sobie wyobrażać, nie chce niczego przeżywać.

Byliśmy dzisiaj na małym spacerku, byliśmy odwiedzić na cmentarzu dziadka, którym opiekowaliśmy się przez kilka lat. Śmierć tego dziadka była najbliższym dla mnie doświadczeniem na temat śmierci, była to nasza praca jednak naprawdę przywiązaliśmy się do niego, był częścią naszego życia, naszej codzineności.

Ogolnie dzień do najlepszych nie należał, był nerwowy i ciężko nam było się dogadać. Czasami marzy mi sie cisza i właśnie dzisiaj tej ciszy tak bardzo potrzebowałam i potrzebuje.

A tak na koniec trochę zdjęć z dnia dzisiejszego :)











3 komentarze:

  1. Ja też nie mam nic do Halloween, ale jakoś mnie ono nie kręci - może w przyszłym roku :)
    Natuś w zeszłym roku - słodziak :))
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj temat śmierci, chorób aż nie chce mi się myśleć o tym wszystkim, to jest ciężkie, strasznie ciężkie. Mam koleżankę w swoim wieku, dzieciątko po porodzie jej zmarło nie minął nawet rok i znów była w ciąży, ja nie wiem skąd ludzie biorą tyle siły w sobie, bo ja bym się chyba załamała, jestem strasznie słaba i bałabym się, że to może się powtórzyć. Ech taka jakaś dziwna jestem, nie wiem czy to dalej hormony czy co? Ja też nigdy nie miałam dyni, ale w tym roku przywieźliśmy od dziadka 4 na zupę i ty mi podsunęłaś swoją, więc myślę sobie a czemu nie, trochę się namęczyłam, bo jakaś twarde sztuki mam ;) A i paluchy czarownicy robiłam :) Fajniutkie zdjęcia, jaki Natuś malutki, jak ten czas leci moja za miesiąc i 2 dni dwa latka nie wiadomo kiedy to zleciało!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie to w ogóle halołin nie kręci, jakoś to nie przemawia do mnie, choć stroje czaszki mumie dynie bardzo mi się podobają:):):):
    Natuś jak zawsze uroczy:*

    OdpowiedzUsuń