Logo Natek J. i jego mama

Logo Natek J. i jego mama

wtorek, 25 listopada 2014

Przeprowadzki czas...

Ostatnio żyjemy przeprowadzką...nasz każdy dzień wygląda tak samo, pakowanie, pakowanie i pakowanie przeplatane z codziennymi obowiązkami. W domu panuje ogólny chaos i zamieszanie, które żle na nas wpływa. Masa spakowanych kartonów a połowy nawet nie widać ech :/ Nati od samego początku widzę że żle znosi całą tą sytuaję...jest jeszcze na tyle mały, że dokładnie nie wie co się dzieje ale jest świadmy tego, że coś jest nie tak, coś jest nie tak jak być powinno. Mama wyjmuje wszystko z szaf, szafek, szuflad i pakuje do kartonów a kartony cały czas donosi i donosi...nie poświęca mi czasu, zbywa mnie, nie bawi się ze mną, krzyczy na mnie, proponuje mi bajki w tv...a ja tak bardzo bym chciał wiedziec co się dzieje...chce zwrócić tylko swoją uwagę.

Do przeprowadzki zostało zaledwie kilka dni...rzeczy mamy tyle, że aż boję się myśleć jak to wszystko będzie wyglądać, przewożenie, rozpakowywanie, urządzanie się...spakowanych ogromnych pudeł jest już dosyć sporo...a to może jakieś killkanaście procent całości, końca nie widać będzie do samego momentu przeprowadzki...

Im bliżej tym więcej myśli chodzi po głowie, w środku jakiś smutek, żal...sama nie wiem. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej tak bardzo chciałam się przeprowadzić, teraz również chcę...ale chcąc czy nie chcąc człowiek przywiązuje się do danego miejsca, mieszkaliśmy tutaj 5 lat...wiele się tutaj działo. Jakbym mogła pewnie wszystkie rzeczy z powtrotem wyjeła bym z pudeł i wszystko było by jak dawniej. Nie było by stresu, zamieszania, nieprzespanych nocy, płaczu,... Jak widzę jak Natanek pląta się po całym domku i zagląda do swoich ulubionych szafek, szuflad a tam pusto...zagląda jeszcze raz i jeszcze raz, pokazuje paluszkiem i...niema nic, puste szuflady, szafki. Serce mi pęka a automatycznie do oczu napływają łzy. Tutaj spędził swoje całe 20 miesięcy... Zna cały domek dokładnie, każdy zakamarek kąt, każdą szafkę, szufladę...dokładnie wie w której szafie sa ubranka, w której szufladzie jest groszek ptysiowy który uwielbia a w której szafce sa smakołyki, których mama nie chce dawać jeść :).  Gdy mówię "Natanku chodź po ziemniaczki na dół albo chodź podłożymy do piecyka, zrobimy pranie..." rzuca wszystko łapie za wiadereczko, które zawsze stoi pod zlewem w kuchni i schodzimy na dól...pierwszy pakuje ziemniaki do wiaderka, wkłada pranie do pralki po czym łapie za płyn do prania i do płukania, z nalaniem ma jeszcze problem ale jest bardzo chętny i pomocny, to on przygotowuje najpierw rozpałkę do piecyka, drze gazety, przynosi drzewko...tato go wszystkiego nauczył. Mogę stwierdzić, że Nati mógłby tak pół dnia spędzić w piwnicy :). Tego już tam nie będzie... Nie będzie tej ciszy i spokoju bo wkoło będą sąsiedzi, nie będzie kałuż koło domu jak deszczyk popada, nie będzie wędrowania po schodach... Ale za to będą inne pozytywne rzeczy i to właśnie ich musze się nauczyć doceniać. Będzie dobrze! Ale nie ukrywam, że jest cholernie ciężko...zarówno fizycznie jak i psychicznie.  Pakowanie pochłania bardzo dużo czasu...do tego dochodzą normalne codzienne obowiązki i wieczorno- nocne siedzenie przy wstążkach i szpilkach.bo tak się złożyło, że termin przeprowadzki akurat zgrał sie z terminem kiermaszu świątecznego u Nas na wioseczce na którym będę sprzedawać te moje nieidealne wytworki.

Akurat wczoraj był ten dzień, katastrofa, kulminacja, szczyt...wszystko się skumulowało, przepłakaliśmy z Natkiem cały dzień i wylaliśmy morze łez...Nati od dwóch trzech dni był bardziej marudny, przeziębienie + dodatkowo najprawdopodobniej zębole...ale to co się wczoraj działo cieżko opisać, jedna wielka wariacja + całodniowy krzyk, płacz i histeria...ja za to uległam bezsilności, cos we mnie pękło, zdałam sobie również sprawę co się dzieje.

Bierzemy się w garść. Dzisiaj nie ma pakowania, nie ma zajmowania się wszystkim w koło...jest dzień z synkiem choćby się paliło i waliło :) Takie oderwanie się od tego co się dzieje, mam nadzieję, że się uda... On to przeżywa równie mocno jak my i to jemu trzeba poswięcić jak najwięcej uwagi.

Myślimy pozytywnie- tylko i wyłącznie. Wczorajszy dzień idzie w zapomnienie, nie ma...nie było.

3 komentarze:

  1. My tez 1 sierpnia sie przeprowadziliśmy. Nie lubię tego bardzo ale ciagle myślałam ze bedzie nam lepiej. Amelka ma swój pokoj. Blisko park sklepy lekarz. Nawet bliżej do pracy i nianki. Najgorsze to rozpakowywanie. My oboje pracujemy i do domu wracamy ok 7. Do tego D czasem pracuje w soboty wiec mało czasu ale juz prawie skończyliśmy.

    Nie ma co sie martwić. Znajdziecie swoje miejsce i napewno będziecie tam szczęśliwi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja się cieszę że mam swój mały domek. Fakt do stolicy pare kilometrów mam ale domek z dużym ogrodem to jednak to czego nam trzeba...

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie dobrze.
    Ja osobiście lubie przeprowadzki :) - serio, lubię pakować, układać na nowo.
    Przy okazji segregację robie :D
    Buziaki dla Natka :*

    OdpowiedzUsuń