Logo Natek J. i jego mama

Logo Natek J. i jego mama

czwartek, 4 września 2014

Życie na emigracji...jak to rzeczywiście wygląda ?

Są takie dni i chwile w których za dużo jest myśli w głowie i właśnie u mnie taki czas, takie dni, tygodnie ostatnio są...najzwyczajniej w świecie muszę szczerze przyznać, że chyba po prostu tęskni mi się za Polską, za moim miasteczkiem a może bardziej za rodziną i znajomymi ? To na pewno. Jest mi ciężko. Chodzi też o to, że my ciągle nie mamy takiego swojego miejsca na ziemi, sami nie wiemy dokładnie gdzie chcemy mieszkać, co robić...zapytana o plany na przyszłość nie znałabym odpowiedzi. Wiadomo, że jest wiele plusów życia za granicą ale tak samo dużo jest tych mniej przyjemnych rzeczy...na pewno nie jest nie wiadomo jak kolorowo a pieniądze nie lecą z nieba...tak samo trzeba pracować, są podobne problemy i zmartwienia.

Jak to się u Nas zaczęło? Od razu po szkole i po maturach z Natankowym tatą wyjechaliśmy do Anglii :). Marzył mi się wyjazd za granicę, poznanie innego obcego dla Nas świata, tego "lepszego", nie mogłam się doczekać wyjazdu ale również był to dla Nas ogromny stres wiadomo :). Nie pojechaliśmy w ciemno bo mieliśmy załatwiony pokoik, pojechaliśmy do miasta gdzie mieszkał już kilka lat mój kuzyn z żoną a więc to był ten ogromny plus, że wiedzieliśmy że w razie gdybyśmy potrzebowali jakiejś pomocy ktoś jest blisko. Odłożyliśmy trochę pieniędzy w Polsce, które wymienilismy na funty- o ile dobrze pamiętam mieliśmy chyba po 500 funtów a więc na start jak znalazł :). I tak ten wielki dzień nadszedł i po 24 godzinnej przejaźdzce autokarem dojechaliśmy do Slough (niedaleko Londynu) - tak dokładnie tam mieszkaliśmy przez 2 lata. Były to wspaniałe dwa lata przepełnione wieloma miłymi wspomnieniami ale i gorszymi również. Z językiem było różnie- u mnie lepiej, u Natankowego taty gorzej ale szczerze język był nam średnio potrzebny :). Slough to miasto w którym połowa mieszkańców to Polacy...pełno Polskich sklepów, w bankach, w sklepach, w agencjach pracy- wszędzie pracowali również Polacy  :). Pracowaliśmy w różnych miejscach- ja pracowałam przeważnie przez agencje pracy m.in w drukarni, w fabryce płyt cd, fabryce lamp, jako kelnerka na weselach...a Natankowy tata na budowach i w restauracjach :P. Poznaliśmy wielu fajnych i ciekawych ludzi i jedną parę z którą szczególnie się zaprzyjaźniliśmy i wynajeliśmy razem cały dom :). Utrzymujemy z Nimi cały czas kontakt i odwiedzamy się :). Zwiedziliśmy trochę fajnych miejsc- jak mieliśmy wolne weekendy zawsze staraliśmy się gdzieś pojechać :). Aj działo się działo...dodatkowo ZAKUPY, pełno fajnych sklepów i rewelacyjne ceny, promocje, wyprzedaże, Next, Primark, Funciaki...coniedzielne targi staroci (zapomniałam jak to się nazywało :P) na których można bylo dosłownie kupić wszystko za grosze, ach oczka mi się świecą :) Wydawałam tam swoje całe tygodniówki :) Wtedy wszystko było takie spontaniczne, takie bez zobowiązań, żyliśmy sobie spokojnie i na wszystko nam starczało :). Oczywiście i te złe strony tez były- moja pierwsza praca była za 2,5f/za godzinę gdzie minimalna stawka w tamtych latach to było o ile dobrze pamiętam 5,5f/h- to był hardcor- praca po kilkanaście godzin dziennie 7 dni w tygodniu i to jeszcze praca cały czas na czas, cały czas poganiali...pracowałam tam 2 miesiące i to zdecydowanie za długo. Zdarzały się często kradzieże, jakieś włamania do domów, ogólnie zawsze bałam się wracać w nocy z pracy po drugiej zmianie bo często słyszało się również o jakiś pobiciach, gwałtach- nie było to zaciekawe miasteczko :/. Było to dla Nas cos zupełnie nowego- cały ten inny świat, masa przeróznych ludzi różnych narodowości oczywiście z przewagą "ciapatych", których była cała masa. Była również tęsknota za rodziną, pierwsze święta poza domem, szukanie pracy i cała masa różnych innych zmartwień :).

Nie żałuję niczego, ani wyjazdu ani tych dwóch lat tam spędzonych :). Kto wie może i byśmy tam jeszcze mieszkali ale Natankowy tata dostał propozycję pracy z firmy w której pracował na samym końcu, praca miała być w Polsce za takie same pieniądze...i była ale 4 tygodnie :/ No i tak zjechaliśmy właśnie do Polski :). Ja pracowałam trochę u siostry i u mamy w sklepie a Natankowy tata jakiś czas w barze...nie trwało to zbyt długo, bo Polska rzeczywistość jednak Nas przytłoczyla, to już nie było to samo co w Anglii...no i zaczęły się wyjazdy do Austrii :). Na początku Natankowy tata jeździł na zmianę ze swoją mamą- opiekowali się dziadkiem :). Zależało Nam wtedy bardzo na pieniążkach bo zbieraliśmy na Nasz ślub i wesele- wymarzony ślub i wesele- i tak się stało :). Wszystko było piękne! No i po weselu wyjechaliśmy już razem i tak już ponad 4 lata mieszkamy razem w Austrii :). I tu też się działo- ale to jest całkowicie INNY świat, oj inny... Cisza, spokój, sami przyjaźnie nastawieni ludzie, mało Polaków...całkowite przeciwieństwo Anglii :).

Wiecie jak to wyglądało ? Mieszkaliśmy z dziadkiem, którym się opiekowaliśmy- Natankowy tata znalazł pracę jako monter-elektryk i pracuje tak cały czas a ja cały dzień opiekowałam się dziadkiem, tzw opieka 24h...cholernie ciężka praca może nie tak fizycznie, jak psychicznie. Dziadek miał 90 lat, miał Alzhaimera w stopniu dość zaawansowanym, był na wóżku...choć z pomocą czasami chodził, trzeba było zrobic przy Nim dosłownie wszystko...czasami byl miły, uprzejmy, czasami agresywny, czasami miał przebłyski ale przeważnie jak ja to mówiłam raz w kosciele, raz na wojnie...dziadzio miał swój własny świat. Teraz jak na to patrzę był jak malutkie dziecko- jak Natanek. Bardzo często miałam go po prostu dość, te wszystkie choroby, problemy, zmartwienia...traktowaliśmy go już później jak własnego dziadka, którego ja nigdy nie miałam. Oj dużo bym musiała opowiadać i opowiadać...był jeden wielki plus- nie musieliśmy płacić za mieszkanie, mieliśmy pieniązki na jedzenie i na wszystko, mogliśmy spokojnie odlożyć troszkę pieniążków, Naszym obowiązkiem była opieka nad dziadkiem. Opiekowałam się Nim do 8 miesiąca ciązy...dziadek umarł za niecałe pół roku. Był to ciężki dla mnie zwłaszcza okres, to siedzenie w domu, ta monotonia to mnie dobijało bardzo często...i następnym problemem wielkim był język, co nieco umiałam ale wiecie jak to jest po szkole i później siedzieć i uczyć się samemu... Natankowy tata z tym jakoś nie miał większego problemu, on obracał sie wśród ludzi a po drugie jest taką osobą że gada gada i gada nieważne czy wie jak i czy to jest prawidłowo :P. Później na świat przyszedł Natanek i tak jest do teraz :). Wiele wiele wzlotów i upadków i tak jest cały czas... Mieszkamy cały czas w tej samej wioseczce, w górach...nie ma tutaj nic- lasy, łąki, pola, stawik, góry...jest cisza, spokój a ja mam już tego dość. Potrzebuję kontaktu z ludźmi, potrzebuje iść z Natkiem na plac zabaw, do innych dzieci... Szukamy cały czas mieszkania w miasteczku obok ale coś ciężko znaleźć...przeprowadzić się musimy na gwałt. Nie jesteśmy tu całkiem sami, bo jest kilka osób z rodzinki Natankowego taty, mamy kilku znajomych również Polaków...ale zawsze spotykamy się w weekendy i właśnie dlatego ja na te weekendy tak wyczekuje :). Cały tydzień siedzimy z Natim w domku, spacerujemy po wioseczce i tak wkółko...a w weeknd staramy się jak możemy żeby urozmaicić jakoś ten czas. To jest naprawdę cudowna okolica, wkoło jest cała masa cudownych miejsc, pięknych, jeziora, góra, wiele wiele atrakcji, jesteśmy akurat na granicy Austrii, Niemiec i Szwajcarii a więc wszędzie mamy blisko. Kocham to miejsce właśnie za to i gdyby nie to pewnie już dawno by mnie tutaj nie było. Kocham te widoki każdego dnia...i chcę poznawać co chwilę nowe to zakątki tego miejsca.

Sama nie wiem co dalej, jest masa pytań na które nie znamy odpowiedzi...to jest nasza mała przygoda w baaaaardzo dużym skrócie. Masa przygód i podróży małych i dużych :). Jeździmy często do Polski i to też mi dużo daje... Zawsze gdy mam wątpliwości powtarzam sobie, że tutaj mamy jakąś przyszłość, Natanek ma, są dobre zarobki, nie mamy na co narzekać...jest dobra opieka lekarska i mogłabym tak wymieniać i wymieniać...

Najbardziej brakuje mi tutaj mojej mamy, bo to ze względu na nią najbardziej chcę jeździć do Polski. Nie ukrywam również, że czasami przydałaby mi sie pomoc do małego urwiska...pamiętam jak to było jak Natanek się urodził...poród i pierwsze miesiące, pobyty w szpitalu,  wszystko zupełnie nowe i nieznane dla Nas i wtedy najbardziej mi jej brakowało.


A może tak zmienić kraj :D ? Co polecacie? Jestem chetna na nowe doświadczenia i przygody :)

Hehe tak przeglądaliśmy właśnie zdjęcia z Natankowym tatą i tyle śmiechu co mieliśmy...cudowne wspomnienia, nikt ich nie zabierze <3

Takie tam do pokazania, pierwsze lepsze :) Jeszcze młooooodzi :P








9 komentarzy:

  1. Czytałam z otwartą buzią :) ja bym zmieniła miasteczko nic więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie właśnie mamy plany na obecną chwilę :)

      Usuń
  2. Późna pora a Ty karzesz mnie takim długim tekstem? ;) kolorowe te wasze życie :) ja marzę o tym żeby się wyprowadzić.. własny dom daleko od tego miejsca. Może kiedyś się spełni, wam też życzę, abyście znaleźli te swoje miejsce na ziemi :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana wszystkie marzenia są do spełnienia...ja też marzę o własnym kącie, malutkim domku- tylko Naszym i gdzies w środku wierzę że to marzenie kiedyś tam się spełni...i Tobie życzę tego samego :*

      Usuń
  3. Oj wiem co to znaczy człowiek chory na Alzhaimera, moja babcia miała, więc wiem jak trudno się taką osobą opiekować. Oj to przeżyliście trochę w swoim życiu, ja to w porównaniu do Was to nuda ;) Aj tak to jest uciekamy tam gdzie będzie nam lepiej, ja tez mieszkam w tej Legnicy ze względu, że tu jest praca w Polkowicach było ciężko gdzieś dostać się od razu po szkole. A teraz jesteśmy tu trochę więźniami mieszkanie na kredyt na 30 lat, ja bez pracy, bo nie ma kto mi zostać z dzieckiem, mąż 3 etaty, bez rodziny, wszystko do dupy. No ale cóż trzeba jakoś żyć, jakoś sobie radzić.
    Super zdjęcia, prawie nic się nie zmieniliście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zmieniliśmy się i to bardzo :). Kochana dokładnie tak jak napisałaś- trzeba sobie jakoś radzić, ta Polska rzeczywistość jest naprawde do dupy...widzę, że macie podobną sytuację jak wiele osób, bez kredytu nie ma mieszkania i tylko praca praca praca :( Życzę Kochana Wam jak najwięcej tych rodzinnych chwil, może jeszcze przyjdą te lepsze czasy...

      Usuń
  4. Wiem co to znaczy zyc na emigracji bo sama wyjechalam 10 lat temu. Najpierw byla Irlandia przez 8 lat. Bylo fajnie poznalam cudownych ludzi z ktorymi mam kontakt do dzis ale byly tez nie fajne sytuacje. Slub rozwod I szukanie swojego miejsca na ziemi. Najpierw byla praca moglam ptacowac 24h 7 dni w tyg potem mialam dosc I zaczelam chodzic na imprezy. Jednak nie chcialam juz byc w irlandii ale do Polski tez nie chcialam wracam. Na moje szczescie moja fitma szukala mgr do pracy w calej Anglii wiec wybralam Londyn I tak juz tam jestem 2 lata. Mial byc nowy poczatek wszystko od nowa I po malu. Daniela poznalam po ok 2 tyg ptacowal w tej samej firmie. I die stalo do tej pory jestesmy tazem I cieszymy sie szczesciem I nasza Amelka. W ciagu tych 10 lat chyba tylko 2 razy nir bylam na swieta tutaj to nie to samo. Do Polski nie wroce ale tesknie. Chcialabym zeby Amelka miala babcie I dziadka ba codzien a nje tylko na skype.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci Kochana z całego serducha żeby już teraz to było właśnie to "to" :). Tworzycie wspaniałą rodzinkę z Amelcią na czele :). My do Polski pewnie też nie wrócimy ale sama wiesz, że są takie momenty, że tęskni się bardziej...też bym chciała, żeby Natanek miał dziadków nie tylko przez skypa...

      Usuń