Logo Natek J. i jego mama

Logo Natek J. i jego mama

czwartek, 3 lipca 2014

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej :)

Jesteśmy w domu, może nie całkiem czujemy tu się jak w domu bo cały czas tak naprawdę szukamy swojego miejsca ale jesteśmy u siebie, śpimy w swoim łóżku :). Nasz pobyt w Linz trwał 11 dni, nie pojechaliśmy tam niestety na wypoczynek ale muszę przyznać, że i tak będe miło wspominać to miejsce. Natanuś przeszedł operację, było przy tym tyle stresu, nerwów, wylanych łez, niewiadomych, nieprzespanych nocy ale wszystko się udało, wszystko zmierza ku lepszemu. Pojechaliśmy tam żeby mu pomóc, oddaliśmy w ręce lekarzy, którzy wiedzieli co robią.

Jesteśmy bogaci o nowe doświadczenia.

Teraz wiem, że mój synek mimo, że ma dopiero 15 miesięcy jest bardzo silny i dzielny!

I nie tylko on, widziałam wiele dzieciaczków mniej i bardziej chorych, jestem bardzo wrażliwa na cierpienie innych i nie raz łezka w oku się zakręciła. Ale te wszystkie dzieciaczki mają w sobie tyle siły, wytrwałości, wiary i energii, że nie jeden dorosły powinien brać z nich przykład. Tylko podziwiać <3

Ale nic na to nie poradzimy, tak to już jest, że zawsze były, są i będą choroby, całe mnóstwo przeróżnych chorób...i niestety jesteśmy narażeni na nie wszyscy. Nie ważne czy mamy 2 lata, 30 czy 60. W tej sprawie jesteśmy bezradni.

Nigdy się tak nie bałam, strach o własne dziecko jest największym strachem jakiego doświadczyć może rodzic. Ale są tego plusy, to wszystko sprawiło, ze jestem silniejsza.

Nie mam zastrzeżeń do całego naszego pobytu w szpitalu, jak dla mnie to bardzo dużo znaczy. Cała ta atmosfera, ludzie, lekarze, pielęgniarki, personel są po prostu życzliwi, są tam dla Ciebie, sa pomocni cały czas. Wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać bo rodziłam Natanku już tutaj w Austryjackim szpitalu i byliśmy tam cały tydzień i wtedy również miałam podobne odczucia. Nie wiem jakby to wyglądało jakbyśmy mieszkali w Polsce, jaką Natanek miałby tam opiekę...i chyba nie chciałąbym wiedzieć :/. Czytając przeróżne historie związane z Polską służbą zdrowia ręce opadają i niejednokrotnie miałam ciarki na całym ciele... Jedynie mogę życzyć każdemu, komu kiedykolwiek nie daj Boże trafi się pobyt w szpitalu  - takiej opieki jaka jest tutaj.

Byliśmy ponad 500km od domu, sami niewiedzieliśmy czego się mamy spodziewać, nie wiedzieliśmy na jak długo jedziemy bo orientacyjny czas mógł wynieść nawet do 3 tygodni. Wiedzieliśmy tylko, że jest to naprawdę bardzo dobry szpital i mają tam bardzo dobrych lekarzy urologów. Zabraliśmy ze sobą bardzo wiele rzeczy całkowicie niepotrzebnie. Nic nie jest potrzebne, wszystko jest na miejscu. Wszystko co chwilę przynoszą, donoszą i pytają czy na pewno nic nie jest potrzebne, czy może w czymś pomóc. Od pampersów, ubranek, kosmetyków, zabawek po różnego rodzaju ciasteczka, deserki, soczki. Oddział na którym byliśmy jest bardzo kolorowy, wszędzie jest pełno zdjęć dzieciaczków, dzielnych pacjentów a na ścianach cała masa kolorowych naklejek  a i nawet place zabaw są :). Wiem, że nie powinnam tak pisać ale odrobinkę tęskno, za tym, ze mieliśmy wszystko podstawione pod nos, posprzątali, nakarmili, przebrali, umyli :). O i nawet jedzenie bardzo dobre, i bardzo dużo jedzenia...nawet w trójkę spokojnie można było się najeść :). Akurat na naszym oddziale była Polka, która właśnie zajmowała się głównie jedzeniem i bardzo często do Nas przychodziła porozmawiać, bardzo miła i sympatyczna Pani :).

Były też te cięższe chwile, przy przebieraniu, zmienianiu opatrunków, podawaniu lekarstw, które nie należą do przyjemnych ale już w ostatnich dwóch dniach i nawet ten strach tak jakby osłabł. Na początku te przerażenie w jego oczach, histeryczny krzyk na sam widok lekarza bądź pielęgniarki zbliżającego się w jego kierunku był nie do opisania, ale pod koniec zaczęły pojawiac się uśmiechy i zaczepianki :). Niestety ból towarzyszył i nie ma się co dziwić...ale już teraz widzę, że jest bardzo dobrze a więć leki przeciwbólowe lada dzień odstawimy :).

Ale oczywiście mimo, że  było tam miło - nigdy nie chcemy tam wracać. Jesteśmy już  w domu i pomalutku wracamy do Naszej codzienności, pomalutku bo Natuś jeszcze musi się oszczędzać :). Za 3 tygodnie mamy pierwszą kontrolę ale na szczęście tutaj u Nas w szpitalu :). Wszystko dopiero z czasem się okaże czy operacja przyniesie pozytywny skutek a refluks się cofnie. Jesteśmy dobrej myśli cały czas :).

Najważniejsze jest to, że wszystko przebiegło prawidłowo i w dodatku bardzo szybciutko po operacji Natek doszedł do siebie- dlatego tez wcześniej mogliśmy już wyjść do domku :). Mamy cała listę na co na razie uwarzać ale 2 tygodnie szybko miną i myślę, że będzie jak dawniej. Muszę jeszcze przyznać, ze mój synuś bardzo się wyciszył, jest taki spokojniejszy i bardziej rozumny. Jestem z niego mega dumna, że dał radę chociaż wiem, że było mu bardzo ciężko. I Nam dorosłym ciężko by było cały czas leżeć :/ A on nie bardzo rozumiał, że to dla jego dobra, cholernie ciężko było patrzeć na te malutkie bezradne nóżki, które musiały być przywiązane do łóżeczka, na te posiniaczone rączki od trzymania... Idzie tylko ku lepszemu, rany się goją a z wiekiem może i nie będzie po nich śladu.

Najpiękniejsze jest to, że teraz mogę go dowoli brać na ręce i przytulać, to było w tym najgorsze...oboje potrzebujemy tej bliskości teraz jeszcze bardziej i to są cudowne i cenne chwile. I jak widzę tę jego nieopisaną radość jak pozwalam mu chwilę pochodzić trzymając go za rączkę , aj...już niedługo synuś będziesz szalał :D


I kilka zdjęć, które już były na Fb :)

Natanuś idzie wyleczyć wszystkie dzieciaczki :)



Dzień po operacji 



I wyczekiwane uśmiechy ♥



A to łabądki zrobione dla sympatycznych pielęgniarek :)



4 komentarze:

  1. Na pewno takie wydarzenia hartują na przyszłość, ale również zbliżają do siebie. Najcudowniejsze jest to, że pomimo tych niesamowicie ciężkich chwil Szpital stanął na wysokości zadania i nie dokładał kolejnych zmartwień przez np. zaniedbanie. Chwali się to bardzo, nie da się ukryć, że za granicą są całkiem inne realia od naszych.
    Zgadzam się z przedmówczynią, najważniejsze, że już po;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że na taki fajny szpital trafiliście i cały pobyt przebiegł pomyślnie. Cierpienie dzieci jest bardzo przykre i niestety nieuniknione. Ja nawet oglądając zdjęcia na Fb nie raz płaczę... Najgorsze to, że niektórym dzieciom nie można pomóc. Najważniejsze, że Natusiowi można było i teraz będzie już tylko lepiej! :) nas też czeka operacja, ale ciągle odwleka się w czasie, bo Szymek choruje...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak nasze szpitale są okropne, ja miałam cesarkę i traktowali mnie i innych ( no chyba, że ktoś dał w łapę ) okropnie, zamiast cieszyć się dzieckiem ciągle ryczałam, ech szkoda gadać :( Ale my dorośli jakoś to przeżyjemy, a co te małe bezbronne dzieciaczki mają powiedzieć. Dobrze, ze Wam się trafiła taka dobra opieka, dzięki niej psychicznie także daliście radę i to jest najważniejsze. Dobrze, ze to już po wszystkim, że Natuś już się uśmiecha i jest wszystko ok. Jesteście bardzo silni i dzielni!

    OdpowiedzUsuń